Podobno to były ostatnie Nity. Więcej nie będzie. Albo będą, ale inne. Jedni z tego powodu płaczą a inni mają to gdzieś. Ja natomiast wiem, że Festiwal Nitów i Korozji dla wielu ludzi z całej Polski stał się takim samym symbolem jesieni jak żółte liście i permanentna wilgoć.
Pierwszy raz jechałem chyba w V edycji Festiwalu. Jechałem jako Pilot niejakiego Bediego w jego zmęczonej Granadzie. Rajd pamiętny bo to był mój pierwszy raz z itinererem. Dla ułatwienia mój debiut w rajdzie nawigacyjnym odbył się w dobrze mi znanej okolicy, na Bielanach. Pomogło mi to znacznie w znajdowaniu na trasie odpowiedzi na pytania. A czasami pytania pomagały mi znaleźć dalszą drogę…
Potem, o ile dobrze pamiętam, był rok przerwy. Następnie VII Nity z tym samym Maciejem i Audi 100, które było zdecydowanie zbyt dobrym samochodem na tę imprezę. Potem były Nity numer IX i Festiwalowy debiut w roli kierowcy w moim własnym Fordzie Taunusie. Z dumą muszę stwierdzić, że mój wóz zajął, o ile dobrze pamiętam, 13 miejsce w konkursie elegancji.
W tym roku dość niespodziewanie pojawiłem się w Ladzie 2107 z tym samym Maciejem co zawsze. Nity jak zwykle były naszpikowane specyficznymi zadaniami i pytaniami. Trasa była taka, żeby pomylić się zaraz po starcie. A potem miało być już tylko gorzej. Lepiej być nie mogło.
Stado Baranów przez długie lata uczyło nas swojego poczucia humoru i sposobu myślenia. Dzięki temu szukamy podstępu tam gdzie go nie ma i tracimy czujność tam, gdzie podstęp jest. Innymi słowy, przez tyle lat wielu z nas nie może się nauczyć sposobu myślenia organizatorów i jak dzieci dajemy się robić w trąbę.
Zresztą w tym roku sporo załóg, w tym my, pomyliło miejsce startu. Była to pomyłka o kilkaset metrów. Ale trzeba było po nas przyjechać i wrzaskiem zmusić do powrotu w odpowiedni punkt. Idealny początek prawdopodobnie ostatniej edycji imprezy.
Potem zrobił się absolutny chaos i jak zwykle nic złego się nie wydarzyło. Ogólnie rzecz biorąc impreza mogłaby się nazywać Festiwalem Chaosu i Korozji. Może wydarzenie, które ma stać się następcą Nitów otrzyma taką nazwę? Myślę, że będzie pasowało jak ulał.
Nie jestem ekspertem od Festiwalu Nitów i Korozji i nie wiem co tak naprawdę kierowało jego organizatorami. Widzę jednak dlaczego X edycja tej imprezy być może była ostatnią.
To fakt, że zmienia się Warszawa. Nity znakomicie pokazują jak bardzo zmieniło się to miasto w ciągu dziesięciu ostatnich lat. Zaniedbanych ulic jest coraz mniej. Wszędzie powstają nowe inwestycje, remontuje się ulice, chodniki i elewacje budynków. Ubywa wraków stojących na parkingach i w krzakach.
Zmieniają się też samochody jakie jeżdżą po naszych drogach. Wbrew pozorom samochody poobijane, skorodowane, brudne i zniszczone znikają z dróg. Być może średnia wieku nadal nie jest specjalnie niska, ale to co jeździ przeważnie wygląda sensownie. Ma jednolity lakier, wszystkie elementy na swoim miejscu.
To wszystko sprawia, że specyficzny klimat imprezy, starość bez pudru, znika. A kawalkada gruchotów wzbudza coraz większą sensację wśród tzw. autochtonów. Co prędzej czy później napyta komuś biedy. Zresztą kogo to obchodzi? I tak jesteśmy wrogami publicznymi…
Ale i z tym gratami jest coraz gorzej. Obserwując imprezę od V edycji widzę, że przyjeżdża coraz mniej samochodów mocno skorodowanych, zniszczonych. Ilość sensownych samochodów zabytkowych, ilość maszyn z ważnym badaniem technicznym (jeśli Wiecie co mam na myśli) rośnie.
Można przypisywać Nitom rangę manifestu przeciw korporacyjnej miłości do konsumpcji, przeciw tym dziwnym zmianom w społeczeństwie. Taki „Projekt Chaos”. Może tak jest, może nie.
Na pewno jest tak, że od pierwszego Festiwalu udało się zaznaczyć na „rynku” obecność licznej grupy pasjonatów motoryzacji, którzy nie pasowali do towarzystwa starszych panów w jedynie słusznych brytyjskich roadsterach, czy lśniących Mercedesach z udokumentowaną historią.
Świetnie, że Nity wrzuciły do tzw. „głównego nurtu” kolejną formę czerpania radości z leciwych samochodów, ubierając to w formę rajdu nawigacyjnego. Stworzenie miejsca dla kilkudziesięcioletnich maszyn będących w zdecydowanie nieidealnej formie to było coś.
Teraz kiedy Warszawa nie jest już tak bogata w nieprestiżowe lokalizacje pełne starych gratów, kiedy stare graty na stałe wpisały się w środowisko związane z zabytkową motoryzacją, Nity mogą odejść na emeryturę.
Będziecie tęsknić?
MSK