Opowiem Wam o pewnym Buicku, który wniósł nową jakość do starej szkoły. O połączeniu piękna wynikającego z funkcji, z odrobiną fantazji człowieka wyrastającego z artystycznego środowiska. Bo co może pójść nie tak, kiedy motocyklista-rzeźbiarz bierze się za Buicka z 1952 roku, którym chce pobić rekord prędkości na słynnej słonej równinie Bonneville?
Jeff
Jeff Brock to facet odpowiedzialny za całe to zamieszanie. Brock przez większość swojej młodości budował i ścigał się klasycznymi customowymi motocyklami. W 1999 roku nieco się przebranżowił i zaistniał w artystycznym środowisku Santa Fe, gdzie jako praktykant tworzył powiększone wersje prototypów rzeźb różnych artystów.
Jak wiadomo, stara miłość nie rdzewieje. Jeff w 2009 roku udał się na „World’s Greatest Roadster Show” w Pomonie (Kalifornia). To właśnie tam w Brocku odżyła miłość do motoryzacji. Jego szczególną uwagę przykuły samochody zbudowane dla osiągów, czyli wszelkiej maści amatorskie i profesjonalne wyścigówki różnego typu. Pojawił się pomysł stworzenia wyjątkowego „Land Speer racera”, czyli po naszemu w wolnej interpretacji: wóz do bicia rekordów prędkości.
Aby zrealizować swoją artystyczną wizję, Brock kupił Buicka Super Rivierę z 1952 roku. Wóz stał sobie pod opuszczonym tartakiem i czekał na lepsze czasy. Kiedy samochód zaparkował pod swym nowym domem, jego nowy właściciel rozpoczął dalsze planowanie od ustalenia terminu premiery Buicka „Rocket”. Uznał, że „61 Bonneville Land Speed Week” będzie idealny.
Resurrection Racing
Samochód powstawał bardzo szybko mimo dużej ilości pracy do wykonania. Riviera była w kiepskiej kondycji, ale liczba planowanych modyfikacji i tak wymagała sporo cięcia i spawania. Aby jakoś ogarnąć ten projekt, Jeff z żoną (również artystką – rzeźbiarką) wpadli na pomysł, aby powołać do życia zespół „Resurrection Racing” i ściągnąć do niego chętnych do pracy ludzi z okolicy. Do zespołu dołączyło dwóch młodych mechaników amatorów, Sergio Juarez i Lupe Nino.
Już po samym nadwoziu widać, że budowa nie była łatwa. Jednak to pod spodem kryła się prawdziwa łamigłówka. Buick miał bowiem pobić rekord w klasie XO/GCC, czyli napędzanych benzyną tzw. „competition coupe” z klasycznymi silnikami dolnozaworowymi.
GCC to jedna z klas będąca częścią kategorii D – Modified (Coupes and Sedans), rodzaj paliwa – benzyna (Gas Competition Coupe and Sedans). XO to oznaczenie typu silnika, w tym wypadku chodzi o rzędowe dolnozaworówki (Flatheads). Jednakże regulamin dopuszcza także dolnozaworowe V8 i V12 produkcji INNEJ niż Forda i Mercurego. Całość musiałem nieco uogólnić, bo regulaminy są oczywiście znacznie bardziej szczegółowe.
To właśnie regulaminy sprawiały, że praca była trudna. Wszystko musiało być zgodne z wytycznymi, a jednocześnie lepsze od innych konstrukcji w klasie aby pobić rekord. Chociaż ekipa pracowała po czternaście godzin, przez siedem dni w tygodniu to pewnie i tak by nie zdążyli gdyby nie pomoc mechanika, weterana drag racingu, Douga Andersona. To właśnie na nim spoczywało zadanie podrasowania silnika Buicka z lat 50’ o pojemności 320 cali sześciennych (5,2 litra) w układzie rzędowym, ośmiocylindrowym.
Budowa silnika zajęła cztery tygodnie. W tym czasie reszta wozu była bez przerwy przygotowywana. Silnik współpracuje ze skrzynią czterobiegową Super T-10, wspomaganą wyczynowym sprzęgłem rodem z drag racingu. Koniec budowy przypadł oczywiście na dzień przed ustalonym terminem prezentacji w Bonneville. Można powiedzieć, że niektóre elementy jak leksanowa przednia szyba, były montowane niemal na lawecie. Amerykański telewizyjny dramatyzm.
Oczywiście nikt nie wiedział jak ten wóz jeździ. Nie było kiedy go przetestować z uwagi na napięty grafik. Generalnie amerykanie to naród dziwny, bo z jednej strony można tam robić rzeczy szalone i niebezpieczne, a z drugiej strony miłują procedury bezpieczeństwa i przesadną ostrożność. Trochę jak małe dzieci. W związku z tym Resurrection Racing musiało przejść ciężką przeprawę.
Szybka Betty
Wóz, jako maszyna startująca pierwszy raz, był drobiazgowo sprawdzany. A fakt, że przywiozły go żółtodzioby, tylko umacniał technicznych w przekonaniu, że na pewno jest tam coś, co uniemożliwi start w imprezie. Nic takiego jednak nie znaleźli, Buick dostał zielone światło. W roku 2010 udało się ustanowić nowy rekord wynoszący 141.821 mph (226.918km/h).
To jednak nie koniec przygody. W 2012 roku wóz zaprezentował się z pakietem zauważalnych zmian. Zadbano o aerodynamikę, wydłużając przód przy użyciu między innymi pociętych i odwróconych zderzaków z ciężarówki Dodge. Do tego zamontowano leksanowe osłony kół przednich oraz kilka drobnych zmian w innych częściach nadwozia.
Do tego ekipa Jeffa (pod nową nazwą Rocket Heads Racing) pokombinowała trochę z oponami i felgami w celu zbicia masy. Jak się okazało, w odchudzaniu pomogły także tylne hamulce bębnowe od Forda Thunderbird’a. Rekord udało się poprawić i od teraz dla klasy XO/GCC wynosi 165.380 mph (264,608km/h).
Wóz przywodzi mi na myśl diesel punkowe klimaty. Wyobraźnię rozpala także fakt, że taki wóz mógł powstać pięćdziesiąt lat temu. Trudno powiedzieć czy byłoby możliwe podróżowanie nim z prędkościami rzędu 260 km/h, jednak na pewno byłby piekielnie szybki i niesamowicie piękny.
Polecam poniższe filmy, na których można zobaczyć rozwój tego wozu, znanego obecnie jako Bombshell Betty.
MSK