Tłumy i samochody

Długo się zastanawiałem co napisać o targach Warsaw Moto Show. Miałem kilka koncepcji, od tej, że kubki termiczne to poważne zagrożenie na drodze po tę, że Toyoty Yaris lubią wierzgnąć, co kończy się bliskim spotkaniem z barierą energochłonną. Planowałem też trochę ponarzekać na organizację imprezy z potwornymi kolejkami i zmieniającymi się cenami biletów. Ale to chyba nie jest „to”. Zacznijmy więc jeszcze inaczej.

Tydzień po imprezie, pisząc te słowa zastanawiam się co pamiętaj z tej wizyty. Pamiętam ogromną kolejkę, niewiedzę gdzie powinienem się udać z moim ebiletem, ulgę, że poszedłem akurat tam gdzie trzeba, bo nie było to oczywiste. Była też duża awantura w kolejce, która przez brak opieki ze strony organizatorów premiowała cwaniactwo i wpychanie się. To w skrócie pierwsze wspomnienie pierwszej odwiedzonej hali.

Po otrzymaniu opaski nie pozostawało nic innego, jak tylko wejść na duże stoisko Mercedesa. To co warto z tego zapamiętać to ogromny „G” 6×6. Prawdziwy dinozaur. Stylistyka niemal niezmienna przez długie lata, wielki silnik i sześć sporych kół.

Koszmar ekologów i prawdziwy powód do dumy dla Mercedesa. Właściwie patrząc na ten dość drogi pojazd widziałem środkowy palec pokazany współczesnej motoryzacyjnej poprawności politycznej. I dobrze.

Bez takiego rozmachu i agresywnego wydźwięku było stoisko Jeepa. Obok modeli z katalogu marki można było zobaczyć kilka przykładów modyfikacji, tak młodszych jak i starszych roczników. Był też pokaz przebudowy. Bardzo ciekawa rzecz.

To bardzo dobry kierunek myślenia. Seryjne modele to jedno, ale warto przyciągać klientów na kolejne kosztowne wizyty wciągając ich w świat modyfikacji. Lepiej w to wejść niż z tym walczyć.

Nie zabrakło stoisk tak zapierających dech producentów jak KIA. Ale zgromadzoną publiczność bardziej kręciły zagrody z Ferrari i innymi luksusami. Większość z tych stoisk była zamknięta. To znaczy z limitowanym wejściem, co wymuszało stanie w kolejce. Do Ferrari chyba nikt kto nie jest celebrytą nie miał wejścia.

Zresztą to żadna strata bo wiele z tych samochodów mogę zobaczyć podczas mozolnej drogi do pracy a potem z pracy. Na Bielanach też jest ich trochę z uwagi na sąsiedztwo pewnego niepozornego warsztatu. Zresztą z tych limitowanych stoisk tylko jedno miało ciekawy wóz – Lamborghini Diablo i można było dość dobrze zobaczyć je zza sznura. Dla mnie spoko.

Ciekawym zjawiskiem było stoisko 911 Garage wystawiające między innymi bliźniaki sygnowane logiem RWB. Pewna część zwiedzających traktowała sprawę dość obojętnie. Jakieś chyba Porsche, pewnie wyścigowe. Idziemy dalej, tam są Astony i Ferrari.

Ale co nas obchodzą turyści. Do dyskusji nad RWB najlepiej zetknąć opinie najczęściej trochę starszych znawców, traktujących te wozy jako „profanację”, albo po prostu jakiś tuning szlachetnego Porsche. No bo przecież to nie jest wyścigówka z homologacją FIA.

No i wreszcie mamy głównie młodych ludzi, zafascynowanych tymi maszynami, jakby stali przed dziełem wybitnego artysty. Albo przed samym wybitnym artystą. I to jest właśnie fascynujące w marce RWB. Duża wtórność, brak konkretów o stronie mechanicznej i niemal religijnych zachwyt nad dziełami pewnego Japończyka.

Jeśli o mnie chodzi, to bardzo chciałem te samochody zobaczyć na żywo. Robią wrażenie. Chociaż mi bliżej jest do klimatu jaki lansuje Magnus Walker. No ale już tak mam, że japońska kultura motoryzacyjna bardzo mnie ciekawi, ale to jednak nie jestem ja.

Na koniec tej hali, warto wspomnieć obecność Petera Solbera z którym można było zamienić słówko, strzelić fotkę i co tam kto chciał. Był też Kajetan Kajetanowicz. Tak naprawdę to bardzo ciekawa para.

Solberg to świetny kierowca, ma sporo tytułów i zawsze wygląda jak ktoś, kto po tylu latach ściga się dla własnej przyjemności i satysfakcji. Podobnie kojarzę Kajetana, chociaż u niego waga pucharów jeszcze nie taka.

No i obaj są moim zdaniem w mainstreamie niedoceniani. Bo zawsze nad Solbergiem będzie stał choćby Loeb, dość słusznie zresztą. A nad Kajto będzie Hołek. Zdecydowanie mniej słusznie.

Kolejna hala to zabytki. To zdecydowanie moja ulubiona tematyka, ale muszę powiedzieć uczciwie, że nie pamiętam teraz zbyt wiele detali z tej wizyty. Trudno żeby było inaczej, jeżeli większość wystawionych samochodów znam już niemal na pamięć. Wiele z nich widuję częściej niż niektóre własne.

Są jak polscy aktorzy. Co „film”, co otwarcie marketu czy smażalni frytek – tam oni. Ten sam skład. Czasami stawią się wszyscy, czasami kogoś zabraknie. Ale generalnie w kółko to samo.

Ostatnia hala to z tego co pamiętam ogromny ścisk i brak szatni. To bardzo wygodne, kiedy trzeba chodzić z mokrą kurtką w tłumie. Szczególnie gdy chce się zrobić kilka zdjęć, które potem wrzuci się do sieci i które to niczym ulotka poinformują o „marce” kolejne osoby…

Ale to detal, nie ważne. Tłumy to już co innego. Nie będę się pastwił nad fatalną organizacją z wpuszczaniem ludzi na targi. Ale ten tłok…

Podobno człowiek współczesny nie lubi samochodów. Są złe, nieinteresujące. Co więcej, propaganda głosi, że są powodem do wstydu. Wiecie, jesteście na przykład studentami. Wpadacie na kampus samochodem. Widzą to znajomi i śmieją się z Was, że o rany, typie ale z Ciebie wieśniak, samochodem jeździsz? Wiesz jak zajebiście jest w autobusie? Wszyscy spoceni, stykają się ciałami…

No i rumienisz się ze wstydu. A kilka godzin później czekasz, aż 20 znajomych z roku dogada się, która czwórka z nich wbije do Twojego auta, bo ktoś mieszka niedaleko, a inny chętnie skróci czas dojazdu do metra o jakieś 45 minut. Brak kontaktu fizycznego z obcymi, spoconymi ludźmi też nagle nabrał znamion zalety.

No i muszę przyznać, że jak na odejście od zainteresowania motoryzacją, to centrum wystawowe Ptak pod Nadarzynem przeżyło prawdziwy najazd odwiedzających. Jednak jest w tych czterech kółkach jakaś magia, która ściąga tłumy ludzi w sobotni poranek w jedno miejsce.

No chyba, że spodziewali się po Warsaw Moto Show wystawy rowerów i darmowych barów sałatkowych serwujących jarmuż. Cokolwiek to jest.

A za rok z chęcią pojadę tam znowu. Mam nadzieję, że zapomnę już o potężnym poparzeniu kawą i traumie z kolejki. Mam nadzieję też, że jak na stronie organizatora będzie napisane, że bilet kosztuje 20zł to po wejściu do „sklepu” nie będzie kosztował 25zł. Plus 3zł za wydruk w domu. Plus 60gr opłaty operacyjnej…

Ale jak to mówią, nie myli się ten co nic nie robi. A podtrzymywanie kultury motoryzacyjnej w Polsce to sprawa wyższej rangi i nie śmiem sabotować przyczepianiem się do jakichś tam wpadek.

Do zobaczenia za rok.

imgp0097-kopiowanie imgp0036-kopiowanie imgp0047-kopiowanie imgp0056-kopiowanie imgp0077-kopiowanie imgp0079-kopiowanie imgp0082-kopiowanie imgp0091-kopiowanie imgp0101-kopiowanie imgp0111-kopiowanie imgp0114-kopiowanie imgp0115-kopiowanie imgp0116-kopiowanie imgp0139-kopiowanie imgp0140-kopiowanie imgp0150-kopiowanie imgp0164-kopiowanie imgp0167-kopiowanie imgp0174-kopiowanie imgp0179-kopiowanie imgp0180-kopiowanie imgp0203-kopiowanie imgp0204-kopiowanie imgp0206-kopiowanie imgp0213-kopiowanie imgp0214-kopiowanie imgp0220-kopiowanie imgp0242-kopiowanie imgp0250-kopiowanie imgp0257-kopiowanie imgp0258-kopiowanie imgp0262-kopiowanie imgp0268-kopiowanie imgp0272-kopiowanie imgp0277-kopiowanie imgp0278-kopiowanie imgp0297-kopiowanie imgp0298-kopiowanie imgp0311-kopiowanie imgp0318-kopiowanie imgp0343-kopiowanie imgp0344-kopiowanie imgp0347-kopiowanie imgp0352-kopiowanie imgp0392-kopiowanie imgp0395-kopiowanie

Więcej zdjęć na RiP Facebooku – TUTAJ

MSK