Rajdy turystyczno-nawigacyjne mogą być bardziej turystyczne lub bardziej nawigacyjne. Nadburzański zdecydowanie należy do tej drugiej kategorii. Trasa mająca długość około 105 km to mniej niż 1/3 dystansu jaki należało pokonać z domu na start i z mety do domu. Czy było więc warto włóczyć się cały dzień po granicy województwa Mazowieckiego i Podlaskiego?
Jeszcze jak!
Spoiler alert: Było warto! Do miejscowości Nur, która gościła tegoroczny rajd z Warszawy jest jakieś 120km. Większość trasy pokonujemy S8. Będę szczery, nie jest to mój ulubiony odcinek do pokonywania 34 letnim Fordem z 60konnym 1.3 pod maską. Ale i tak nie mam na co narzekać, bo jestem w stanie przemieszczać się z prędkością do 130km/h (wg. GPS) czego nie można powiedzieć na przykład o Oplu z 1937 roku którego mijaliśmy w sobotni poranek na trasie na wschód.
Jeszcze większej wytrwałości wymagała podróż motocyklem Motobecane, ale przecież do odważnych i cierpliwych Świat należy! Jednak po trudzie stawienia się na starcie, było już tylko lepiej. Puste przez cały dzień drogi wschodniego Mazowsza i zachodniego Podlasia pozwalały się zrelaksować. Odcinki szutrowe dawały mieszczuchom takim jak ja szansę przeniesienia się do innej rzeczywistości. Rzeczywistości, której ślady w postaci kurzu zostaną jeszcze na długo we wnętrzach naszych nieklimatyzowanych samochodów.
Gościnność
Pierwsze oznaki pozytywnego zainteresowania czekały nas już w Nurze. Ludzie jadący pobliską ulicą niemal zatrzymywali się obserwując stare samochody wypełniające plac ich miejscowości. Miejscowi z każdą minutą coraz liczniej przybywali, dzwoniąc po sąsiadów i znajomych. Coś się dzieje!
To subiektywne wrażenie, ale nadstawiając ucha stwierdzam, że największą atencją cieszyły się jak zwykle samochody polskiej produkcji. Siła sentymentu jest nie do podważenia ani przez włoskie ani przez amerykańskie maszyny. Możliwość zobaczenia samochód jakimi samemu się jeździło i dobrze zna w znakomitym stanie wizualnym i technicznym okazuje się wartością nie do przecenienia.
Na malowniczej trasie miejscowi kibicowali nam jakbyśmy brali udział w Rajdzie Polski. Machanie, zdjęcia i filmiki jako oznaki akceptacji dla naszej zabawy. Fajnie! A szczytem wszystkiego był ustawiony z ludzi mur na środku asfaltowej ulicy. Początkowo pomyślałem, że mamy przypał i to koniec dalszej jazdy. Jednak autochtoni zorientowali się, że pierwsze załogi skręcają w szutrową drogę i tym samym zablokowali nam możliwość błędnego pojechania na wprost. Mała rzecz, ale kiedy jesteś za kierownicą to wrażenia są niesamowicie pozytywne.
I tak też było w Czyżewie gdzie rynek czekał na nasze samochody a Koło Gospodyń serwowało kawę, herbatę, ciastka i ciasta. Jak mi się wtedy chciało kawy! I znowu miejscowi z szacunkiem i zadowoleniem oglądający nasze zabawki z uśmiechem na twarzy. Do tego kilka zabytkowych samochodów reprezentujących lokalnych pasjonatów. Znowu fajnie!
Muzeum!
Jednym z punktów podczas którego nasze samochody mogły trochę odpocząć, a my rozprostować nogi i powysilać umysły było Muzeum Rolnictwa im. Księdza Krzysztofa Kluka w Ciechanowcu. Ta urocza miejscowość zaskoczyła mnie fenomenalnym zbiorem ciągników.
Pachnący nowością obiekt imponuje czystością i oczywiście wspaniałymi zbiorami. Nie znam się na tego typu sprzęcie, ale oczywiście nie mogłem się oderwać od niekiedy ponad stuletnich maszyn, które dalej imponują swoją solidnością i potencjalną siłą.
A dwa Fordsony to już była wisienka na torcie! Do tego maszyny parowe i duże ilości znakomitej typografii, detali i smaczków ukrytych na tych mechanicznych wołach roboczych sprawił, że straciłem poczucie czasu i zupełnie zapomniałem, że biorę udział w rajdzie.
Rajd
Nie sposób opisać dokładnie kilku godzin rajdu. Jeśli chodzi o ten aspekt to itinerer nie sprawił nam trudności, dzięki czemu mogliśmy cieszyć się pięknymi okolicznościami przyrody. Stare młyny, pola rzepaku, ciekawe drogi, rzeki, urocze mosteczki i zapach wsi. To wszystko zawróciło mi w głowie na tyle, że podobnie jak w Muzeum zapominałem, że biorę udział w rajdzie i mam pewne rajdowe obowiązki.
Efekt? Najgorszy wynik końcowy w naszej rajdowej historii. I wcale nie żałuję, bo dla mnie liczy się głównie aspekt turystyczny. I sportowy! Tak była próba sportowa. Krótka bardzo, taka raczej, żeby regulaminowi stało się zadość. Ale czy to źle? Wręcz przeciwnie, przecież to nie track day.
Podjeżdżając na start miałem w głowie jeszcze jakieś 150km do przejechania w starym Fordzie przy którym nie wiele robiłem. Ale kiedy usłyszałem start spaliłem trochę gumy, potem to samo przy hamowaniu. I jeszcze raz strzał ze sprzęgła przy kolejnym ruszeniu. Może nie byłem najszybszy, ale mam nadzieję, że wzbogaciłem próbę o zapach palonych opon w największym stopniu. Sam czas zresztą był bardzo dobry, a Escort nie miał absolutnie nic przeciwko i nie wyrażał potem żadnych uwag.
Na mecie wycieczka nad Bug, gdyż Nur zaprasza na pływający pomost i taras widokowy nad rzeką. Do tego krupnik lub bigos od miejscowego Koła Gospodyń. Po posileniu się można było udać się w drogę. Początkowo tę fajną, przez lasy i pola. Później już nudna S8 i szybki powrót do domu.
Na koniec kilka słów o organizatorach. Być może się mylę, ale obserwuję od jakiegoś czasu załamanie jeśli chodzi o ilość tego typu imprez w okręgu Warszawskim. Dużo starych organizacyjnych wyg z takich czy innych powodów już się tym nie zajmuje. Nowych chętnych trochę brakuje. Powód? Myślę, że to po prostu kawał ciężkiego kawałka chleba. Pomyślcie tylko o czasie jaki trzeba poświęcić, żeby taką trasę wyznaczyć, potem kilkukrotnie przetestować, opisać w itinererze, wymyślić zadania.
A gdzie dogadanie się z lokalnymi władzami i cała reszta spraw o których pewnie nawet nie mam pojęcia? Dlatego dziękuję dzielnym organizatorom i wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do zorganizowania rajdu i jego obsługi. Było świetnie!
Chociaż 350 km w kilkudziesięcioletnich samochodach może być męczące, to było to dzień bardzo relaksujący i pozostawiający uśmiech na twarzy. To też kolejne nowe miejsca, których bez Organizatorów rajdu być może nigdy bym nie poznał. Dzięki Wam pewnie jeszcze kiedyś zajrzę w te okolice w pogodny wolny od pracy dzień. Tylko trzeba wykombinować jakąś fajną alternatywę dla trasy szybkiego ruchu.
Do zobaczenia na kolejnych rajdach nawigacyjno-TURYSTYCZNYCH!
MSK
Organizatorzy II Rajdu Nadburzańskiego:
Rajd Rembertowski, W krainie zdjęć, Komisja Pojazdów Zabytkowych Automobilklub Polski, Fiat 126p Warszawa, Czarna Warszawa.
Pozostałe galerie zdjęć: