Rajd Gruchota 3

30 września odbyła się druga i ostatnia runda Mistrzostw Okręgu Warszawskiego Pojazdów Zabytkowych PZM. Wydarzenie na facebooku firmowało zdjęcie zdezelowanego Escorta MK IV, nie było więc wyjścia i właśnie Escortem MK IV wziąłem udział w tej imprezie.

MOWPZ

Rajdów turystyczno nawigacyjnych w Warszawie i okolicach nie brakuje. Są imprezy organizowane trochę „podziemnie”. To znaczy bez patronatu PZM i co za tym idzie bez jego zasad organizacyjnych. To bardzo fajne wydarzenia, które najczęściej cechują się dużym luzem organizacyjnym, który udziela się także uczestnikom.

Są też rajdy organizowane przez kluby zrzeszone w ramach PZM. I te od lat organizują Mistrzostwa Okręgu Warszawskiego. Organizatorzy działają tutaj pod pręgierzem narzuconych przez PZM przepisów i zasad organizacji, których my uczestnicy często nie widzimy.

Problem w tym, że organizowanie rajdów nie jest dochodowym zajęciem. Jest za to procesem czasochłonnym i na wielu frontach upierdliwym. Pewnie dlatego rajdów, które finalnie odbyło się w ramach Mistrzostw nie było zbyt wiele. Delikatnie rzecz biorąc. I nie ma co mieć do kogokolwiek pretensji. Pozostaje jedynie nadzieja, że będzie lepiej za rok. Albo dwa.

Gruchoty w akcji

Rajd Gruchota zgodnie z zasadami PZM składał się między innymi z próby sprawnościowej. Tym razem polegała na sprincie na jakieś 200m, zatrzymaniu ze słupkami między osiami i powrocie na wstecznym. Niestety w Escorcie wsteczny służy do spokojnego manewrowania na krótkim dystansie. Więc o ile przy normalnej jeździe i parkowaniu można zapomnieć o problemach ze skrzynią, tak podczas tej próby wsteczny wypadł tylko pięć razy. Na starcie poprosiłem sędziego, żeby to policzył.

Część nawigacyjna oparta była o bardzo czytelny itinerer, który dokładnie prowadził nas przez trasę prowadzącą znak kanału Żerańskiego przez Nieporęt, Marki i Radzymin. Bardzo przyjemne były dłuższe odcinki, gdzie można było dać maszynie trochę odpocząć od manewrowania. Ale i nam przydawały się takie chwile rozluźnienia.

Trasa oczywiście prowadziła bocznymi drogami, w tym lasami i szutrami. Chociaż właściwie to nawierzchnią było raczej błoto bo tego jednego dnia na chwilę wpadła do nas jesień. Oprócz umiejętności dotarcia do kolejnych punktów w Rajdzie Gruchota liczyła się umiejętność rozpoznawania starych ciężarówek oraz ogólna znajomość Mercedesów i BMW. Przyznam, że żadna z tych rzeczy nie jest moją mocną stroną.

Sam rajd przygotowany był bardzo sumiennie. Ręcznie narysowany itinerer, pakiet żywnościowy na starcie i pyszne Żerańskie paluszki solone w połowie trasy wraz z fajną trasą i całkowitym brakiem tzw. krzywych akcji sprawił, że pomimo pogody była to bardzo udana sobota. A ja jak zawsze cieszyłem się jak dziecko z każdego pretekstu do zjechania z asfaltu. Może powinienem zainwestować w terenówkę?

MSK

Zdjęcia ze startu rajdu TUTAJ