Film Le Mans 66′ był wyczekiwany przez miłośników motoryzacji z równie wielką niecierpliwością co niepewnością. Czy zatem jest to dobry film? Czy samochody grają tam główną rolę? I wreszcie, czy ten film faktycznie jest o potyczce Forda z Ferrari?
Film
Prawdę mówiąc jeżeli szukacie recenzji filmu Le Mans 66′ powinniście udać się na filmweb albo jakieś inne miejsce z recenzjami filmowymi. Ja chętnie podzielę się uwagami z punktu widzenia miłośnika motoryzacji, a nie kina. Wydaje mi się, że najmocniejszym punktem tego obrazu jest rola Christiana Bale’a, który nie dość, że jak zwykle pokazał kawał aktorskiego rzemiosła to jeszcze znakomicie wcielił się w graną postać także w drobnych szczegółach. Tutaj należy się też uznanie za dopasowanie go do roli Milesa, bo obaj panowie wydają się na swój sposób podobni. Grał tam też Matt Damon, ale o nim nie mogę powiedzieć tego co o Bale’u i chyba nikogo to nie dziwi.
Chociaż film trwa 2,5 godziny to było mi mało samochodów. Liczyłem na więcej Fordów GT i pięknych Ferrari. Liczyłem na więcej hipnotyzującego ryku wyczynowych silników. Rozumiem jednak, że nie jest to Le Mans McQeena i film musi zarobić docierając do szerokiej publiczności. A skoro już przy tym jesteśmy, to tak jak obstawiam, że przeciętny widz nie wyjdzie z kina rozczarowany, tak nie dowie się prawdy o kultowym Le Mans z 1966 roku i towarzyszących mu wydarzeniach.
Historia
Staram się brać poprawkę na to, że mnie zadowoliłby dopiero 8 godzinny dokument z ogromną ilością oryginalnych nagrań i wejściem w każdy detal sprawy. Nie mogę jednak do końca zrozumieć intencji tego filmu. Mam wrażenie, że twórcy mają raczej negatywne odczucia względem Ford Motor Company, Ferrari nie traktują poważnie a całe to ściganie polega głównie na obcieraniu lakieru, ciągłych zmianach biegów i na pojedynkach na spojrzenia przy 250 km/h.
Jest trochę rozczarowujące, że w filmie o walce Forda z Ferrari pominięto Le Mans 1965. Musicie bowiem wiedzieć, że wedle filmu Ford w debiucie na francuskim torze poniósł klęskę, ale już rok później udało się wygrać. Ktoś zjadł cały sezon poświęcony na budowę GT, testy, wyścigi z tym najważniejszym włącznie. Przeciętny widz uzna więc, że Amerykanie wygrali już za drugim podejściem co przecież prawdą nie jest.
Mamy też takie bzdury jak twarde weto Forda względem Milesa w kontekście startu w 1966 (ścigał się już w 1965). Albo zakład Shelbyego z Fordem. Wedle filmu układ zaproponowany przez Carrola dotyczył wygranej Milesa w Daytonie 1966. Jeżeli Ken wygra to pojedzie w Le Mans. Jeżeli przegra, to Shelby odda swoją firmę. Nic takiego nie miało miejsca. Inną historią nieprawdziwą była ta wedle której Shelby przewiózł Henryego Forda II GT 40 po płycie lotniska. Nigdy nie doszło do takiej sytuacji. O innych rozbieżnościach jak ta o osobistej obecności Enzo Ferrariego na torze w trakcie wyścigu nie ma już nawet sensu pisać. Było tego trochę.
Nagroda
Jest jednak coś, co sprawia, że moja ocena filmu jest dobra. To fakt, że rozbieżności historyczne wykraczają poza przyjętą interpretację artystyczną. To fakt, że widz z benzyną w żyłach może czuć się niedopieszczony. Ale jest coś innego. Ten film jest w zasadzie poświęcony Kenowi Milesowi. I chociaż tutaj też wypadałoby wspomnieć, że debiutował w 24h Le Mans na długo przed przygodą z Fordem, to jednak cały ten film stał się czymś w rodzaju zadość uczynienia dla kariery Milesa.
Przez celowe lub omyłkowe decyzje „marketingowe” Ken za sprawą kruczku w przepisach został pozbawiony nie tylko zwycięstwa w Le Mans, ale także zdobycia korony wyścigów długodystansowych. Wygrał bowiem 12h Sebring, 24h Daytona i 24h Le Mans. No właśnie, ten ostatni wyścig wygrałby, gdyby nie zaczekał na kolegów w Fordach, żeby razem przeciąć linię mety wymierzając silniejszy cios Ferrari.
Nie mniej jednak Ken Miles zasłużył na to by więcej ludzi się o nim dowiedziało. O tym, że mimo już nie młodego wieku był cholernie szybkim kierowcą. Że był tak ważną częścią procesu powstawania i udoskonalania Forda GT 40 i, że jest to postać tak tragiczna. I właśnie dla niego warto ten film zobaczyć. Ten Mistrz zasługuje na hołd i swoje miejsce w historii.
Polecam też książkę Szybcy jak Diabli z której dowiecie się wielu szczegółów tej wspaniałej historii. Pisałem o niej TUTAJ.
MSK