Sport dla mas w Escorcie

Kiedyś to były czasy, teraz to już nie ma czasów. Znacie to? Wiadomo, że kiedyś to wszystko było lepsze, ciekawsze i smaczniejsze. Samochody były też lepsze. A i reklamy jakie były! No właśnie, reklamy!

To, czego nam najbardziej brakuje we współczesnej motoryzacji to sprzedaż przez sport. Zastanawiałem się, skąd brały się najciekawsze samochody i za każdym razem dochodziłem do wniosku, że era fajnych samochodów pokrywała się z erą popularności sportów motorowych.

Czasów, kiedy kierowcy wyścigowi i rajdowy byli międzynarodowymi bohaterami. Celebrytami jakbyśmy to dziś powiedzieli. Chodzi też o czasy samochodów, których wersje drogowe i wyczynowe nie różniły się od siebie aż tak bardzo, jak dziś.

Dawno, dawno temu, kiedy miłość do samochodów była powszechna tak samo, jak upodobanie do prędkości, można było sprzedawać otwarcie drogowe wyścigówki. Zachęcano do sprawdzania ich osiągów na bocznych drogach, autostradach a czasami także w miastach.

Sportową wartość maszyn co weekend udowadniano na torach wyścigowych i trasach rajdowych na całym świecie. Imprezy te śledziły masy, rozpalając swoją wyobraźnię. A ci których było, stać kupowali choćby najtańszą wersję wozu, który wygrywał rajdy i wyścigi. Żeby poczuć się wyjątkowo. Żeby przeżyć kilka emocjonujących chwil na ostrych wirażach.

Kiedy Mini weszło na rynek i pokazało, że mały, praktyczny i niedrogi samochodzik może jednocześnie dominować na torach i odcinkach specjalnych, okazało się, że samochód sportowy może stanąć pod domem klasy robotniczej.

I kiedy to niepozorne małe pudełeczko zmieniało reguły gry w branży motoryzacyjnej, ludzie z Forda zaczęli się głowić co zrobić, żeby ich poczciwa, ale pozbawiona charakteru Anglia weszła do gry.

I tak narodził się Escort, mały i tani samochodzik dla klasy robotniczej, który miał jednocześnie stać się modelem sportowym. Pożeraczem Mini Cooperów.

I tak rodziła się wielka rajdowa legenda i jeden z najlepszych brytyjskich wozów sportowych spod znaku Amerykańskiego giganta motoryzacyjnego. Tak właśnie wyglądała promocja małego Forda. Aż chciałoby się wskoczyć za kierownicę i sprawdzić co ten Mały Drań potrafi.

Bo kiedyś to podia sprzedawały samochody, a teraz to już tylko tablety i bzdety.

MSK