Stary dobry Dakar

W świecie sportów motorowych są trzy takie imprezy, które swoją renomą przewyższają całe roczne cykle mistrzowskie. Trzecie miejsce jest dyskusyjne, ale dla mnie jeszcze zajmuje je Rajd Monte Carlo, który w gruncie rzeczy jedzie na swojej historii, bo obecnie nie ma się już tak dobrze. Drugie miejsce to 24H Le Mans, chociaż Francuzi woleliby formę „Du Mans”. Pierwsze miejsce to oczywiście Rajd Dakar. Możecie się z tym absolutnie nie zgadzać, bo to tylko moja opinia, ale dajcie mi szansę to wytłumaczyć.

Wczoraj, czyli 4.01.2015 roku po raz 37 ruszyła karawana motocykli, quadów, samochodów i ciężarówek. Dla jednych jest to bezpośrednia kontynuacja słynnych maratonów Paryż-Dakar, dla innych już tylko marketingowa bańka w Ameryce Południowej.

Dla mnie wygląda to tak, w 2008 roku terroryści w Afryce „wygrali” i rajd się nie odbył. Można tę decyzję komentować na wiele sposobów, ale musiało być naprawdę gorąco, skoro mimo narażenia się na ogromne straty finansowe i wizerunkowe zdecydowano się na taki krok.

Nikt nie chciał widocznie zbierać rozstrzelanych zawodników z trasy. Albo szczątków pojazdów, które malowniczo rozwiał wiatr na cztery strony świata, po wybuchu miny pułapki. Dla mnie duch Dakaru przeprowadził się na inny kontynent i nic wielkiego się nie stało. Najpierw impreza stopniowo rozstawała się z ideą startu w Paryżu i metą w Dakarze. Potem zmienił się cały kontynent.

Nie zmienił się jednak rajd. I właśnie o tym chciałem dłużej. Rajd Dakar, bo teraz tak się oficjalnie nazywa, to ideologiczny wehikuł czasu. To najbardziej klasyczna, tradycyjna forma ścigania. Samochody z najwyższej półki muszą być przede wszystkim twarde i proste w naprawie w warunkach polowych. Także przez załogę, gdzieś na wydmie. Nie ma tutaj miejsca na hybrydowe, elektroniczne stwory. Oczywiście topowe dakarowe maszyny nie są napędzane 8-zaworowymi gaźnikowcami. Ale to dalej nie to samo co w Le-Mans…

Klasyk, Rolls z V8 Chevy

Weźmy takie „królewskie” F1. Ten sport doskonale obrazuje motoryzację znaną z ulic. Zaczęło się od walki o stworzenie najefektywniejszego pojazdu. Bo, chociaż dzisiaj to szokujące, samochody stworzono głównie po to, żeby jak najszybciej pokonywać jak największe odległości. W tym celu tworzono coraz szybsze samochody i coraz bardziej asfaltowe drogi. A niskie zużycie paliwa było zaletą głównie dlatego, że oznaczało to mniej postojów na trasie.

Ale w epoce totalnego regresu intelektualnego, motoryzacja zatoczyła koło. Teraz chodzi o to, żeby… Sam nie wiem o co… Trochę jak w F1. Nie chodzi już o zbudowanie najszybszego samochodu na torze. Tutaj też nie wiem o co chodzi, ale na pewno nie o stworzenie szybszej maszyny.

Ale Dakar to coś innego. Tutaj nie da się niczego zaplanować tak dokładnie jak w przypadku F1 czy 24 Du Mans. Trasa jest zbyt długa, kierowcy na skutek zmęczenia mogą popełnić więcej błędów, które maszyna musi znieść. Nie ma planowania słabszych i mocniejszych elementów. Nie ma miejsca na coś, co może sprawiać problemy. Nie ma hybryd jak Audi Quattro e-Tron.

2012, Alfie Cox nie dojechał...
2012, Alfie Cox nie dojechał…

I to mi się w Dakarze podoba. Można kombinować z samochodami elektrycznymi, w tym roku taki jedzie. Ale prawda jest taka, że wygra ta maszyna, która zniesie najwięcej. I pozwoli swojemu kierowcy wykonać całą pracę bez dodatkowych atrakcji. Wydaje mi się, że ta specyfika morderczego rajdu po kiepskich drogach i totalnych bezdrożach sprawia, że pewna prawda o motoryzacji wychodzi na jaw. Podstawą jest prostota. A nowoczesna technika, wszystkie te wynalazki, mają pomagać. Ale nie mogą być fundamentem konstrukcji. Bo ich zawodność jest duża, a trudność naprawy jeszcze większa.

Zresztą w tym roku można zobaczyć pozorny krok w tył. Kiedy kilka lat temu Robby Gordon zaczął podgryzać czołówkę w swoim wielkim Hammerze z napędem na tył, co niektórzy zaczęli się zastanawiać, czy napęd na cztery koła na pewno jest jedyną drogą. Potężne bestie od VW z turbodieslem i 4×4 dominowały, ale mocne rwd też pokazywały niezłe rezultaty.

VW Touareg – Dawny pogromca Dakaru

W tym roku, ponownie o zwycięstwo powalczą głównie zawodnicy zespołu X-Raid, przygotowującego Mini All 4. Jest to „typowa” konstrukcja współczesnego Dakaru, czyli 4×4 i turbodiesel. Ale na Dakar po latach banicji powrócił Peugeot z bardzo ciekawą konstrukcją. Jest to nowoczesna interpretacja klasycznych buggy. A to oznacza, że napędzane są tylko tylne koła. Silnik to bi-turbo diesel V6 o pojemności 3.2 litra. Generuje to 340 koni, całość waży 1280kg. Jestem bardzo ciekawy jak sprawdzi się taka konstrukcja.

Peugeot dawniej i dziś

Nawet Adam Małysz postawił w tym roku na hardkorowy „klasyczny” buggy. Małysz poleci konstrukcją SMG, tylny napęd, V8 LS7 (7 litrów), 425 KM i 1450 kg masy. Mam nadzieję, że Adam opanuje tego potwora i pokaże dwie rzeczy. Że jest kozakiem za kółkiem i, że można zrobić pierwszą dziesiątkę takim, na swój sposób, archaicznym sprzętem. I ma na to szanse. I to jest magia Dakaru.

Teksańska masakra Adamem Małyszem

A motocykliści? To jest dopiero walka człowieka z materią. Podziwiam tych gości bardzo, a ja raczej nie podziwiam ludzi. Jednak dwa tygodnie w siodle, po tych piekielnych piaskach, skałach i błotach… I to wszystko w palącym słońcu. Ten rajd to ewenement, takich rzeczy w naszych czasach już się nie robi. To zbyt niebezpieczne.

No i nikt nie chce się reklamować na imprezie, podczas której normą jest to, że ktoś udział przypłaci życiem.

A jednak Dakar ma swoją siłę. To taki motoryzacyjny maraton „Iron Man”. Bo trzeba pamiętać, że obok profesjonalistów, na starcie staje cała rzesza amatorów w najróżniejszych sprzętach. I jest to jedyna impreza, w przypadku której nie ma ściemy w stwierdzeniu, że sukcesem jest dotarcie na metę. Żaden sportowiec nie staje na starcie wyścigu, rajdu, biegu, meczu czy czego tam jeszcze, po to, żeby się świetnie bawić, albo uczyć. To się robi „po godzinach”. Szczególnie przy kosztach i ryzyku jakie ponosi się w sportach motorowych, każdy start to walka o zwycięstwo. I każde miejsce poniżej pierwszego jest porażką.

Ale Dakar jest wyzwaniem samym w sobie. A ci którzy walczą o podium to już rodzaj świrów, którzy przechodząc po linie rozpiętej między wieżowcami, zawiązaliby sobie oczy. Albo założyli się, kto szybciej po tej linie przebiegnie. I to przyciąga, szczera i prosta w swych zasadach rywalizacja.

Można w to utopić górę forsy, można wszystko zaplanować, ale ilość zmiennych, które przez dwa tygodnie ścigania w ekstremalnych warunkach wpływają na wynik zawodników sprawia, że jest to jeden z najczystszych sportów samochodowych współcześnie.

A zatem siadamy i trzymamy kciuki za naszych. A są to:

Motocykliści: Jakub Przygoński, Jakub Piątka, Paweł Stasiaczek, Michał Hernik i Maciej Berdysz.

Quady: Rafał Sonik (Yamaha Raptor)

Samochody: Krzysztof Hołowczyc i Xavier Panseri (Mini z X-Raid), Marek Dąbrowski i Mark Powell* (Toyota Hilux), Adam Małysz i Rafał Marton (SMG Buggy), Piotr Beaupre i Jacek Lisicki (BMW).

*Marek Dąbrowski miał wystartować z Jackiem Czachorem. Ten jednak w ostatniej chwili musiał zrezygnować z powodu tragedii rodzinnej.

Ciężarówki: Jarosław Kasberuk, Robin Szustkowski i Filip Skrobanek (Tatra)

Jak widać Polska reprezentacja jest silna. Największe szanse na podium mamy w klasie Quadów, chociaż także Hołowczyc ma duże szanse w klasie samochodów. Przygoński może namieszać w klasie motocykli. Za dwa tygodnie dowiemy się czy uda się pobić rewelacyjny wynik z zeszłego roku, kiedy to pojawiło się określenie „Polish Mafia” na Dakarze.

 

MSK

3 thoughts on “Stary dobry Dakar”

Możliwość komentowania jest wyłączona.