III Rajd Ślady na Szosie przypomniał mi o dwóch rzeczach. Po pierwsze fajnie jest czasami wsiąść do samochodu i po prostu sobie pojeździć tu i tam. Po drugie… Mam problem z dogadaniem się z KiPowym itinererem i trzeba coś z tym zrobić…
Wymówki
Wymówki przybierają różne przedziwne formy. Od dawna obiecuję sobie, że gdy tylko ogarnę Taunusa na tyle, by przeszedł przegląd (taki z prawdziwego zdarzenia) to zacznę raz na jakiś czas zabierać go na pozbawione celu wycieczki. Chodzi o to, żeby wsiąść do wozu, odpalić silnik i pojechać przed siebie. Skręcać co jakiś czas w nieznane ulice i dawać się wciągnąć nowym miejscom coraz głębiej. Tak głęboko aż w końcu zaczniemy przedzierać się drogami czwartej kategorii przez pola, lasy i krzaki.
Ten dzień odwleka się w nieskończoność, a sen na jawie o relaksujących wypadach w pobliskie nieznane jest ciągle żywy. Przecież mam samochód i mogę to zrobić w każdej chwili. No ale wiecie… Kiedy mówimy o takim zwykłym samochodzie, który ma nam służyć za domową pomoc potrzebujemy wymówki. Albo raczej pretekstu, żeby samemu przed sobą uzasadnić te kilka godzin za kierownicą, to całe przedzieranie się przez błoto, las i doły.
Rajd
Z pomocą w takich dylematach przychodzi ekipa Klasyków i Plastików. Odbywający się 27 stycznia rajd nawigacyjny był zarazem drugą rundą Zimowej Ligi KiP. III edycja Śladów na Szosie pozwoliła nam lepiej poznać zakamarki Włoch i Woli, żeby następnie skierować się do Babic i okolic Izabelina. Koniec rajdu miał miejsce na granicy Warszawy i Łomianek, w parku na Młocinach. Chętni mogli zostać na ognisku.
Pierwszy raz brałem udział w tego typu rajdzie. Większość trasy, to punkty wskazane na mapie (z dokładnymi adresami), które można było odwiedzić w dowolnej kolejności. Chodziło o to, żeby we wskazanych miejscach znaleźć odpowiedź na jedno z kilku pytań. Punktów na mapie było więcej niż zadań do wykonania. Można więc było trochę pokombinować i przy odrobinie szczęścia nie zahaczyć o wszystkie punkty. Liczyło się wyznaczenie najkrótszej trasy, tak, żeby nie wracać się po kilka kilometrów od punktu do punktu.
Tłem rajdu była kryminalna historia. To ona nadawała sensu naszemu kluczeniu, a pytania na które odpowiedzi na trasie mieliśmy odnaleźć, były wplecione w opowiadaną fabułę. Chętnie wziąłbym też udział w tego typu rajdzie, gdzie wątek kryminalny ma większy wpływ na nasze poczynania. Tak, żeby na trasie łączyć ze sobą wskazówki, dokonywać wyborów determinujących dalszy przebieg trasy. Tak by na mecie podać rozwiązanie zagadki na podstawie tego co widzieliśmy na trasie. Taki escape room samochodem.
Na trasie były też dwa fragmenty, które należało przejechać na itinerer. No i tu zaczęły się schody. Mamy bardzo małe doświadczenie w tego typu imprezach i nie ukrywam, że jakoś nie mogę ogarnąć KiPowego toku rozumowania. Pogubiliśmy się totalnie na jednym i drugim fragmencie nawigacyjnym, a że trochę zależało nam na czasie… Tak złego miejsca na rajdzie nawigacyjnym jeszcze nie zająłem. Z Barańskimi rajdami radziłem sobie jakoś lepiej.
Następny!
Myślicie, że fatalny wynik mnie zraził? Wręcz przeciwnie. Cały czas łudzę się, że organizatorzy zamieszczą mapki z prawidłowym przejazdem partii nawigacyjnych i będę mógł usiąść na spokojnie i znaleźć swoje błędy. Muszę to ogarnąć do następnej rundy Zimowej Ligi, żeby zawalczyć o fajny wynik.
No właśnie, zawalczyć o wynik. Myśl o końcowej klasyfikacji pojawia się w głowie dopiero wtedy kiedy idzie kiepsko. To motywator, żeby się nie poddać, żeby powalczyć i znaleźć wyjście z impasu. Rajdy nawigacyjne to dla mnie przede wszystkim okazja do pojeżdżenia sobie dla samego pojeżdżenia. Przy okazji zawsze znajdą się ciekawe fragmenty trasy, których pokonanie sprawia wiele frajdy nawet w nudnym codziennym samochodzie.
I mam nadzieję, że napinacze walczący z pełną powagą o każdy punkcik nie zdominują tego typu wydarzeń. Szkoda tej atmosfery i całej luźnej otoczki. Wrzućcie na luz i jedźcie dla zabawy. To nie Olimpiada.
MSK
Po pierwsze bardzo serdecznie mi miło, że pojawiła się kolejna relacja na temat Śladów na Szosie i do tego pozytywna 😉
Po drugie parę wyjaśnień:
1) Samochodowy escape room jest niesamowicie trudny do zrealizowania. Próbowaliśmy zrobić to na pierwszych śladach, gdzie wszelkie wskazówki były zamknięte w ponumerowanych kopertach, koperty trzeba było otwierać w odpowiedniej kolejności wynikającej z zadań itd. – ale to nie do końca zdało egzamin. Niestety z tym, żeby na rajdzie jedne rzeczy wynikały z drugich jest taki problem, że załogi mogą dość łatwo się zablokować – i nie wiadomo co dalej. Teoretycznie dobrą zasadą jest to, żeby za każde źle lub dobrze zrobione polecenie dawać jeden punkt i tyle, a nie dawać punkt, a potem jeszcze powodować, że ta dobra lub zła odpowiedź wpływa na dalszy przebieg trasy i w ten sposób odpowiadając źle w jednym miejscu tracimy np. 5 pkt.
Celem i marzeniem rajdu ślady na Szosie jest zrobienie samochodowego escape roomu, ale jeszcze nie wymyśliłem jak 😉
Będziemy się starać i kombinować w kolejnych latach. To po prostu musi sprawnie działać, bez konieczności „podpowiedzi” ze strony organizatora – tak jak to działa w klasycznych escape roomach. Nie możemy wisieć na telefonie non-stop i bawić się w mistrzów gry dla 50 załóg 🙂 No i jednocześnie najlepiej notować, kto wziął podpowiedź i odpowiednio to karać.
2) Prawidłowe mapki z wytłumaczeniami będą dzisiaj. Smażyłem je dość długo, bo chciałem żeby były szczegółowo objaśnione. Także stay tuned 🙂
3) Wynikowi napinacze na rajdach KiPu raczej się nie zdarzają, a przynajmniej nie ujawniają. Każdy jedzie jak może, raz mu wyjdzie, raz nie. Po prostu niektórzy mają większe doświadczenie, ale to nie powód żeby się zrażać, bo wynik jest sprawą drugorzędną, liczy się wszak dobra zabawa, a każdy kto dojechał do mety mniej więcej podążając za itinererem jest wygranym 😉
Mam nadzieję, że zobaczymy się na kolejnych rajdach i jeszcze raz dzięki za relację 🙂