Wszystko miało być zupełnie inaczej. Dobrze Wiecie o co mi chodzi. W obliczu wydarzeń, które wiążą się z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy, a co za tym idzie także z Moto Orkiestrą zrezygnowałem z pierwotnej wersji tekstu. Dalej będzie o samochodach i tylko o nich, ale krócej, skromniej i prościej. W dzień 27 finału WOŚP w Warszawie była odwilż, która mocno dawała się we znaki. Nie odstraszyło to na szczęście uczestników Moto Orkiestry. Zarówno tych, którzy zechcieli użyczyć swoich maszyn w słusznej sprawie, jak i tych, którzy postanowili spędzić wolny czas w otoczeniu nietuzinkowych maszyn.
Licytacje przejazdów trwały godzinami, a kierowcy znakomicie wykorzystywali śliską nawierzchnię. Ogromne ilości roztapiającego się śniegu malowniczo rozchlapywane przez pędzące czasem prosto, czasem bokiem samochody uświetniały widowisko.
A jakie maszyny robiły największe wrażenie? Oto moja subiektywna lista najciekawszych samochodów Bemowskiej Moto Orkiestry 2019:
Na 13 miejscu Kia Picanto. Ogólnie rzecz biorąc jeśli coś jest KIĄ to ja wysiadam. Znaczy się dziękuję, nie. Mam podobne odczucia względem hatchbacków 5d. Jednak ten konkretny egzemplarz ujął mnie swoimi bliznami. Być może ten wozik rozpoczął swój żywot jako jedna z pierwszych wyścigówek markowego pucharu KIA Picanto Cup. Tak czy inaczej, liczne wgniecenia, ślady po dachowaniu na przednich słupkach i ten wlot z siatką w zderzaku. Szanuję mocno!
Na miejscu 12 Opel Astra! Nie mam pojęcia jak można być fanem Opla. Podobnie z Kią. Ale jak wsadzić tam klatkę, sportowe zawieszenie i kilka innych drobiazgów, nagle pochodzenie nie ma znaczenia. A Astra to można powiedzieć rajdowy klasyk na polskich OSach. Dzisiaj głównie w rękach amatorów zarówno w rajdach niższych lig, KJSach, ale też wyścigach górskich. Jako cywil nie, ale do sportu? Czemu nie!
Miejsce 11 należy do Trabanta „Zombie”. Nie wiem czy tak właśnie ochrzcił go właściciel, ale mam tylko takie skojarzenie. Silnik motocyklowy, który kocha wysokie obroty i z tego co widziałem pod autem, tylny napęd. Niestety nie widziałem jak to jeździ. Ale sam pomysł świetny.
10 otwiera ten driftowóz. Do BMW podchodzę z ogromnym dystansem. Powinienem je uwielbiać, bo to tanie RWD z ogromną dostępnością części, silnikami, które lubią LPG i nieco chamskim charakterem. Jednakże moje drogi z Bawarskimi ścigaczami nigdy się nie zeszły. Ten egzemplarz robił jednak wrażenie nawet jak nie leciał bokiem, więc należy mu się uznanie.
9 miejsce to współczesny Mustang. Wiem, że nie wypada lubić Mustangów. Dla mnie jest to jednak jeden z najfajniejszych wozów jakie można kupić w Polskim salonie. V8 brzmią pięknie i z przyjemnością jeździłbym takim na co dzień. Gdyby mnie było stać.
8 miejsce należy do Peugeota 106. Małe francuskie hatchbacki przygotowane do rajdów rozbudzają wyobraźnie i dają złudną nadzieję, że to sport dla każdego. Jak dla mnie wszystkie 106 powinny mieć klatkę i śmigać po odcinkach specjalnych.
7 to silna reprezentacja Fiatów Seicento ścigających się w rallycrossie, która wywołała we mnie falę ciepłych wspomnień z dawnych wizyt w Słomczynie. Fajne, małe i tanie autko w sam raz na początek przygody z motorsportem. I te rallycrossowe blizny!
O tym jak idiotyczne jest to zestawienie niech świadczy 6 miejsce. Rajdówka z prawdziwego zdarzenia, Hyundai i20 R5 to na krajowym podwórku reprezentant pierwszej ligi. A zaraz sami zobaczycie, które wozy są wyżej w rankingu.
5 miejsce to Dodge Challenger SRT i jego skromne, ale skuteczne palenie gumy w otoczeniu Mustangów. Duże V8 i mała zadyma. O to chodzi w takich samochodach.
4 to zaskoczenie nawet dla mnie. Ale ten rajdowy Citroen AX wywołuje uśmiech na twarzy. Aż chciałoby się nim zaopiekować, wykonać kilka prowizorycznych napraw i dać mu w kość na amatorskim rajdzie. Tak trzeba żyć.
Pierwszą 3 otwiera Renault Megane Maxi, które możemy kojarzyć z Januszem Kuligiem. Wspaniały, mocarny przednionapędowiec. Duże poszerzenia, mały spoilerek i zacne francuskie tradycje rajdowe z polskim akcentem.
Numer 2 to driftująca ciężarówka Volvo z STW Center. Wielki diesel, mało trakcji i bardzo wiele przejazdów. Robi wrażenie i przyciąga rzesze ludzi. W ten dzień olbrzym wykonał kawał dobrej roboty.
Numer 1 mógł być tylko jeden. Wszystkie dotychczas wymienione samochody przyciągały na swój sposób moją uwagę. Rozbudzały wyobraźnię, przywodziły na myśl skojarzenia i wspomnienia. Ale to od tego Mustanga nie chciałem odchodzić. Amerykańskie wozy z tych lat mają coś w sobie. Kawał duszy, którą czuć z daleka. V8, wspaniała sylwetka i ta ciemna zieleń!
To wszystko na dziś. Za tydzień zmienimy nieco skalę i pogadamy o pieniądzach.
MSK