I Rajd Wielkanocny

Ze startami w rajdach nawigacyjnych mam ten problem, że boję się wysokiego poziomu itinerera na imprezach typowo nawigacyjnych, a z drugiej strony nie mam odpowiedniego samochodu, żeby startować w bardziej turystycznych imprezach dla pojazdów zabytkowych. Na szczęście trafiają się wydarzenia łączące charakter luźnych imprez „zabytkowych” z otwartą rocznikowo listą startową. Taki właśnie był I Rajd Wielkanocny Ziemi Łowickiej.

Tani pojazd i może

Czy samochód do rajdów nawigacyjnych musi być piękny i drogi? Wydaje mi się, że nie. Rozumiem, że organizatorom imprez zależy na wyjściowym towarzystwie, bo to dobrze wygląda w relacjach i oczywiście na żywo podczas startów i ceremonii mety organizowanych nie rzadko na rynkach miasteczek. Ale konieczność pokonywania wielu kilometrów przy różnej pogodzie i po kiepskich drogach faworyzuje jednak nieco tańsze maszyny. No i jeszcze jest kwestia pierwszych kroków w tego typu imprezach.

Dlatego wydaje mi się, że dobrze jest zacząć tak jak członkowie mojej niedzielnej załogi. Od czegoś taniego i dostępnego. Czegoś co może się też przydać na w codziennym użytkowaniu. A jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Renault Clio 1.2 z 1994 roku zostało kupione za kilkaset złotych. Oczywiście miało od początku pewne problemy i część z nich została do dzisiaj. Jednak dzielne Clio konsumując bez zastrzeżeń LPG, dość szybko okazało się bardzo dobrym samochodem do codziennej jazdy po mieście. A ostatnio okazało się mieć to ogromne znaczenie.

W niedzielę Clio pokazało, że może też być świetnym towarzyszem w zabawie, przejeżdżając momentami lekko terenowy rajd nawigacyjny bez żadnego uszczerbku na swoim zdrowiu i komforcie załogi.

A do tego potrafi robić „łutututu” na próbie sportowej, którą dzielnie spierniczyłem, gubiąc się na bardzo prostej trasie. Oddawanie mi kierownicy na „odcinku specjalnym” chyba okazało się niezbyt dobrym pomysłem.

Wtem spadł śnieg

Dzielnie Clio przed rajdem było obute w letnie opony, a my mieliśmy ładny kawałek do przejechania z Warszawy do Skansenu Maurzyce goszczącego start. I właśnie to sprawiło, że w przeddzień rajdu wahałem się, czy nie powinniśmy zrezygnować. Śnieg powyżej kostek i możliwe oblodzenia jakoś nie nastrajały do dobrej zabawy.

Wydaje się, że tak samo pomyślało bardzo wiele zainteresowanych załóg, spora część zapewne nie chciała też taplać się w soli drogowej. Brak wpisowego mógł pomóc podjąć decyzję o rezygnacji w ostatniej chwili. Z drugiej strony organizatorzy zapewne przewidzieli możliwość załamania pogody i od początku dopuszczali start dowolnym samochodem. Dzięki temu i my mogliśmy wziąć udział w zabawie. Dobra nasza!

Clio soli się nie boi. My stwierdziliśmy, że damy radę ze śliską nawierzchnią. Niedługo po wyjechaniu z Warszawy okazało się, że zima zatrzymała się na wschodzie i moje obawy były bezpodstawne. Pogoda była całkiem przyzwoita, droga była sucha, śniegu i lodu nigdzie nie było widać. Za to posiadanie taniego auta pomogło podjąć słuszną decyzję o udziale w rajdzie.

Ziema Łowicka

Na starcie zjawiło się kilkadziesiąt załóg w najróżniejszych samochodach. Były wozy współczesne i te znacznie starsze. Nie mogło zabraknąć małych i dużych Fiatów. Przyjechały też dwa Fordy Capri, VW Karmann Ghia, Syrena i Wołgi.

Moimi faworytami były Star 25 i Ford Escort MK I. Kiedy przyjechał Star, byłem nim oczarowany. Oglądanie takiego samochodu w naturze, słuchanie silnika, obserwowanie pracy zawieszenia na dziurawej drodze to zupełnie inne przeżycie niż statyczne podziwianie samochodu w muzeum czy na targach.

Potem zobaczyłem coś, w co nie mogłem uwierzyć. Oto jak gdyby nigdy nic szutrową drużką pośrodku skansenu sunął kremowy dwudrzwiowy Escort na czarnych łódzkich tablicach rejestracyjnych. Jeżeli miałem jakiekolwiek wątpliwości do przyjechania w niedzielny poranek w okolice Łowicza, to już przestały mieć znaczenie.

Rajd i po rajdzie

Sam rajd był świetną promocją regionu i mam nadzieję, że władze lokalne nie tylko Łowicza będą brały przykład z takich działań. Zmotoryzowani turyści to nie wrogowie, tylko wdzięczna grupa docelowa dla lokalnej turystyki.

A jeżeli region można poznawać przy pomocy solidnie przygotowanego i przyjaznego w użyciu itinerera to już nie może być lepiej. Tutaj także duży plus za fajne zadanie pod remizą OSP, gdzie należało na czas podać swoją gaśnicę strażakowi. U nas trwało to 12 sekund. Rasowi graciarze mają takie rzeczy zawsze pod ręką.

Niestety nie wiem jak ocenić zadania, ponieważ nie dostaliśmy po rajdzie poprawnie wypełnionej karty z odpowiedziami. W związku z tym, że musieliśmy się zbierać przed ogłoszeniem wyników na mecie rajdu, nie wiemy także które miejsce zajęliśmy. A szkoda, bo najmłodszy załogant, który brał udział po raz pierwszy w takiej imprezie jest tego bardzo ciekaw.

I tak właśnie być może co najmniej dwóch gości, jeden trochę starszy a drugi znacznie młodszy złapali bakcyla do rajdów turystyczno nawigacyjnych. I właśnie dlatego warto organizować ciekawe imprezy o umiarkowanym stopniu trudności, w których można wziąć udział być może niezbyt unikalnymi i zdecydowanie niezachowanymi w idealnym stanie samochodami, które za to są dostępne cenowo i zwyczajnie wdzięczne we współpracy.

Organizatorom życzę kolejnych udanych rajdów, a Pawłowi, Krzyśkowi i poczciwemu Clio jeszcze wielu fajnych przygód. Także na rajdach takich, jak I Rajd Wielkanocny Ziemi Łowickiej.

Pełna galeria TUTAJ

MSK.