Temat Polonezów rozgrzewa internetowe fora i facebookowe grupy do czerwoności szybciej niż tematy polityczne i społeczne. Ja sam za Polonezem jakoś szczególnie nie przepadam. Część z Was również, co zauważyłem po reakcjach na instagramie i facebooku. Mimo wszystko zaproszenie na pokład Poloneza rocznik 1998, którym mieliśmy wziąć udział w zlocie tego modelu, przyjąłem z uśmiechem. I już Wam mówię dlaczego.
Kluby
Dyskusje na temat tego, czy Polonez był udaną konstrukcją i kiedy powinien przestać być produkowany, nie mają najmniejszego sensu. Po pierwsze wszystko już na ten temat zostało powiedziane. I to zarówno przez głupich, jak i mądrych. Po drugie tej historii już ani nie zmienimy, ani nie napiszemy od nowa. Ja zdecydowanie ponad Poloneza cenię sobie Dużego Fiata, bo o Warszawie to nawet nie będę wspominał.
Zawsze byłem ciekaw, skąd się biorą pasjonaci pewnych modeli i kluby im poświęcone. Taki Fiat 126p może i nie był wybitną konstrukcją, z pewnością był produkowany zbyt długo. A kiedy przestał być motoryzacyjną koniecznością, dalej pozostawał swoistym motoryzacyjnym kuriozum. Jego rozmiary czy silnik z tyłu o charakterystycznym brzmieniu tworzą dzisiaj uroczą mieszankę pokraczności i nostalgii. Rozumiem, dlaczego istnieją kluby 126p, chociaż sam nie wydałbym na Malucha tyle, ile dziś trzeba zapłacić, żeby taki pojazd kupić.
Co innego z klubami na przykład miłośników Opla Zafira. Albo, żeby nie było, że obrażam innych, weźmy kluby miłośników Forda Mondeo. Sam mam taki samochód, cenię go sobie bardzo za to, że działa i nie zawraca mi za bardzo sobą głowy. Ale, żeby kluby? Spotkania, zloty? Bez przesady.
Uświadomiłem sobie już jakiś czas temu, że inni ludzie w przeciwieństwie do mnie lubią się ze sobą spotykać. Pić razem wódkę, rozmawiać, spędzać czas. I te samochody to tylko pretekst. Wejściówka do klubu z innymi ludźmi, pretekst do pierwszej rozmowy. Do tego przy okazji można od kogoś kupić części i akcesoria albo poradzić się w sprawie usterki. Nie jest to może mój klimat, ale jestem w stanie to zrozumieć.
Ciekawość
Co skłania ludzi do zrzeszania się w klubach miłośników i właścicieli Polonezów? Duża ilość modeli z lat 90′ biorących udział w zlocie utwierdziła mnie w teorii z poprzedniego akapitu. To głównie wejściówki do towarzyskiego klubu. Pretekst do rozmowy. A same Polonezy? Pewnie można mieć do nich sentyment. Dla wielu ludzi są to samochody, które pamiętają z dzieciństwa. Tak, obecni trzydziestoparolatkowie pamiętają Carówki z czasów szkolnych.
Może to także chęć budżetowego wejścia w posiadanie wyrobu FSO, ale nie Daewoo czy Chevroleta. Tylko pamiętającego lata świetności Żerańskiej fabryki. Takiego niby klasyka. Nie ukrywam, że sam chciałbym mieć samochód wyprodukowany na Żeraniu tylko dlatego, że motoryzacja jest chyba dość istotną częścią mojego życia, a te samochody wyprodukowano w Warszawie. W mieście, w którym się urodziłem. I dostrzegam w tym coś szczególnego.
Tylko że to uczucie nie jest na tyle silne, żeby kupić sobie Poloneza.
Smaczki
Byłem ciekaw jeszcze czegoś. Szukałem odpowiedzi na pytania, jakie klimaty dominują wśród poloneziarzy? Jak restaurują i przerabiają swoje samochody? Jakie ciekawostki i rzadkie wersje pojawią się na największym zlocie Polonezów?
Tutaj niestety przyszło rozczarowanie. Na zlocie dominowały Polonezy z lat 90. Dla mnie to najmniej ciekawe modele. Głównym rozróżnieniem oprócz koloru lakieru i tablic rejestracyjnych był pakiet Orciari. Widziałem tyle Polonezów z Orciari, że chyba wystarczy mi do końca życia.
Oprócz Orciari
Jeśli chodzi o samochody oryginalne, to już nie po raz pierwszy w oko wpadł mi Polonez w wersji „bieda”. To znaczy, one się tak nie nazywały, ale jakiś poloneziarz tak mi powiedział. Widocznie za głośno komentowałem, jak bardzo podobają mi się Polonezy z dokładnie takim frontem w porównaniu z innymi.
Ponadto moją uwagę przykuło beżowe Borewicz Wąskie Caro z wypucowaną komorą silnikową. Zresztą cały był wypucowany. Chciałbym kiedyś mieć samochód, przy którym będę w stanie się zmotywować do dopieszczenia każdego detalu w takim stopniu jak tutaj.
Albo taki Polonez 2000. Kiedy tak sobie stoi to wygląda rewelacyjnie. A gdyby tak jeszcze przeszczepić mu przód z tej „biednej” wersji to już w ogóle szał. A swoją drogą to nie wiem, jak Polonez może mieć biedną wersję. Chociaż przy dwulitrówce wszystkie inne się takie wydają.
No i na koniec sekcji klasycznej zostawiam sobie Trucka. Nie jestem pewien czy ma oryginalne felgi, ale i tak wyglądał na bardzo dobrze wyremontowanego. No i była to jakaś odmiana na tym zlocie.
W sekcji Polonezów modyfikowanych ku mojemu wielkiemu dziwieniu pokazuję Caro z tzw. „clean lookiem”. Nie zrozumcie mnie źle. To nie jest coś w moim stylu. Nie jest to coś, co bym wybrał dla siebie. Muszę jednak przyznać, że na tle Caro z Oricari, czy Oplowskim 2.0 16v ten egzemplarz wyróżniał się ilością włożonej w niego pracy. Czy było warto? Jeśli właściciel jest z tego dumny, dobrze spędził czas i nauczył się czegoś nowego, to pewnie było.
Sekcję gości zaczniemy od konstrukcji zachodnich. I tak czysty, klasyczny Garbus z kilkoma niekoniecznie niezbędnymi dodatkami zawsze robi robotę. I mówię to ja, człowiek, który od zlotu Polonezów bardziej obawia się wizyty na zlocie Volkswagenów.
Kiedyś mi się śniło, że przypomniałem sobie, że kupiłem czerwonego Fiata Ritmo. Strasznie się zdenerwowałem, że CEPIK przywali mi z kary za brak OC. Bałem się też, że ktoś zdewastował Fiata porzuconego gdzieś w krzakach. Na szczęście Ritmo, które zawitało pod Narodowym chociaż trochę zmęczone i takie jakby ze zlotu w 2005 roku, miało jednak właściciela, który o nim pamięta.
Na koniec sekcji zachodniej Ford Granada. Widuję czasami ten wóz tu i tam i przypomina mi ono dawne czasy, kiedy zaczynałem wkręcać się w stare samochody ze szczególnym wskazaniem na stare Fordy. Czarny mat, rozległa korozja i ślady jeszcze gorszych napraw blacharskich. To mi o czymś przypomniało i potrzebowałem tego bardziej, niż możecie przypuszczać.
A skoro już jesteśmy przy Fordach, przed Wami Duży Fiat z Fordowskim V6 pod maską. To faktycznie zrobiło na mnie wrażenie. I do dziś nie wiem co o tym sądzić.
Wiem natomiast, że z modyfikowanych 125p wpadł mi w oko beżowy egzemplarz, który chyba miał być przerobiony trochę w klimacie japońskim. I chociaż wiem już dobrze, że części z Was nie podoba się użyta kierownica, albo felgi, obniżenie czy cokolwiek innego to ja uważam, że ten samochód na żywo prezentuje się całkiem zgrabnie.
Wśród oryginalnych Kredensów ten rządził. Kolor pierwsza klasa!
A skoro już przy zielonym jesteśmy. Tego Malucha spotkałem na rajdzie w Łowiczu i tam też wzbudził sympatię. To taki uroczo zwykły Maluch. Takie pamiętam z ulic, kiedy były mało wartościowe i przeważnie zużyte. To świetnie, że jego właściciel nie zdecydował się na nowy lakiery czy jakieś przeróbki. Taki jest idealny.
Jak sami widzicie, nie było do końca tak, że nie wiedziałem, w którą stronę spojrzeć, tyle było wspaniałości. Nie było też źle. Trzeba tylko pamiętać, że to nie była impreza dla mnie.
A szanownym Poloneziarzom życzę wielu miłych chwil w towarzystwie Polonezów i ich właścicieli.
Pozostałą część galerii zobaczycie TUTAJ
MSK