Volvo i paintball, czyli szanujmy się

20 sierpnia, czyli dwa tygodnie temu na facebookowej stronie Volvo opublikowano post, który stał się wydarzeniem tygodnia w branży social media. Oczywiście temat dotarł i do mnie i na RiPowym facebooku bez ceregieli przejechałem się po tym pomyśle. Przez ten czas doszedłem do wniosku, że warto odnieść się do tej reakcji i nieco ją tutaj rozwinąć.

Jeśli nie wiecie o co chodzi, to w skrócie opowiem. Jest sobie jegomość, który pisze prywatną wiadomość do administratorów konta Volvo Cars Poland na Facebooku. Chodzi mu o to, że ma dosyć spamu związanego z Volvo. Narzeka więc na uciążliwą komunikację ze strony marki.

Pracownicy agencji zajmującej się stroną wpadają na jakże zabawny pomysł i postanawiają temu człowiekowi zafundować furę na weekend. Wszystko w formie posta na swojej tablicy. Z użyciem imienia i nazwiska prowodyra całego zamieszania.

Facet stwierdza jednak, że ma gdzieś Volvo, posiada Renault i dobrze mu z tym. Podobno Renault zaproponowało mu zafundowanie pełnego baku, ale tego też nie przyjął. Pewnie nie jest blogerem.

Ludzie związani z branżą reklamową podchwycili temat i nie mogli wyjść z zachwytu jakie to innowacyjne i w ogóle super, że ktoś upublicznił prywatną wiadomość, bez zgody rozmówcy i zaproponował furę na weekend. Dla normalnego człowieka to totalnie niezrozumiała sprawa.

No i dobra, niech się mistrzowie facebooków zachwycają czym chcą. Ich sprawa. I moja krytyka nie jest tak naprawdę skierowana do nich. W końcu wielu z nich nie ma nawet prawa jazdy. Albo ma i wie o swoim samochodzie ile kosztował i gdzie wlewa się paliwo. Jakieś.

Poczułem się natomiast ogromnie rozczarowany ślepemu wtórowaniu tym zachwytom przez ludzi, którzy teoretycznie się na motoryzacji znają. Są, alb chcą być częścią branży motoryzacyjnej. Ludzie świadomi motoryzacji, żyjący z niej, bywający i kumający… Eh.

Ja wiem, że robienie dobrze działom marketingu poszczególnych producentów to podstawa działalności tych ludzi. Ja wiem, że z moją postawą i tym co piszę, nawet generując tutaj dziesiątki tysięcy odsłon, nigdy nie dostałbym w swoje ręce żadnego samochodu z grupy VW, albo od Toyoty.

Wiem też, że obrażanie agencji reklamowych nie opłaca się. Warto im powchodzić w tyłki. Oczywiście, nie jest prawdą, że tylko tak to działa. Ale pomyślcie, jest sobie agencja XY obsługująca pijarowo np. Ssang Yonga. No i jest typ co chwali i linkuje u siebie dokonania agencji XY, zwiększając jej zasięg. A zatem jej sukces.

I jest koleś o innym zdaniu, który nie pisze nic, albo pisze, że agencja XY to banda kretynów, co to nie wiedzą nawet ile kół ma przeciętny Rexton. Pewnego dnia jest sobie brejnsztorming w agencji, szukają ziomków w necie do współpracy. Wybierają kolesia, który ma dobre zasięgi, ale też kojarzą go dobrze. Bo pisał o nich. Dobrze.

Wielu dziennikarzy i blogerów tak właśnie postępuje. Żyć w zgodzie z agencjami i działami marketingu. W zasadzie to całkiem spoko nie krytykować, tylko wstrzymać się od głosu.

Ale już nie spoko jest w owczym pędzie chwalić coś co akurat chwalą „wszyscy”. Ja wiem, że to wygodne. Ludzie boją się wtedy zapytać o co chodzi, dlaczego to takie fajne. A ty przecież nie umiesz odpowiedzieć na te pytania. To oczywiste. Wszystkim się podoba! Zresztą, każdy kto sprzeciwi się masie, to hejter nie warty uwagi.

I tu zmierzam do sedna. Braku kultury samochodowej w Polsce. Dziennikarze w kółko ujeżdżają Golfy pisząc, że świetnie się prowadzą i serwisujcie w ASO. Blogerzy piszą równie mętne teksty, byle dostać kolejną furę.

Bo fajnie dostać gablotę do testów. Nie po to, żeby darmo przywieźć flądrę z Almy. Albo 200 kg kory do ogrodu. Tylko po to, żeby tę motoryzację poznawać, zwiększać swoje doświadczenie. Uczyć się świata, który nas interesuje.

Ale trzeba to robić mądrze. Jeżeli ludzie będący częścią środowiska pasjonatów motoryzacji, będą promować takie głupoty jak akcja Volvo, to wkrótce skończy się im praca. Zupełnie.

Skoro samochód sprzedajemy jak cholernie drogą paczkę chipsów, to dajmy ją blogerce modowej, albo kulinarnej. Ewentualnie dziennikarzowi zajmującemu się nowymi technologiami. Albo polityką. Obojętnie, byle popularny był.

Jeżeli chcecie mieć pracę do emerytury, albo pachnące testóweczki na blogi, to współtwórzcie kulturę samochodową. Niech producenci chociaż trochę uwagi poświęcą na budowanie społeczności skupionej wokół tego co sprzedają. Samochodów.

Niech to będzie promocja sportu i rekreacji samochodem. Wspieranie fajnych inicjatyw pasjonatów. Zbudowanie pozytywnego obrazu pasji do motoryzacji. Wywarcia u konsumenta poczucia, że chce być częścią czegoś fajnego. Jakiejś ciekawej grupy posiadającej własną charakterystykę. To możliwe nawet jeśli sprzedajesz Seaty.

Jeżeli ludzie chcą biegać w maratonach i jeździć w słocie i błocie do roboty na rowerze, to znaczy, że i samochody trzeba sprzedawać jako element stylu życia, subkultury, czegoś wyjątkowego i fajnego. To wszystkim wyjdzie na dobre.

Zabawne jest to, jak odrobina altruizmu może dać większe korzyści, niż tony egoizmu. Weźcie to pod uwagę na przyszłość.

Co ja rozumiem jako fajne akcje wspierające i rozwijające kulturę samochodową? Myślę, że ludzie z Volvo mogliby się zaangażować w wyprawy takie jak choćby Kulawa Wyprawa. Nie mówię, że powinni im dawać coś wielkiego. Ale choćby zapewnienie, że w razie kłopotów dostaną pomoc w ASO Volvo w krajach, gdzie się udają. Albo prosty serwis przed wyjazdem, lub gadżety przydatne podczas takiej podróży.

Tylko po co, skoro nikt o tym nie napisze, nie da zasięgu?

Ford od pewnego czasu przez targami w Poznaniu organizuje konkurs dla klubów miłośników błękitnych owali. Zwycięskie kluby dostają nagrody pieniężne do wykorzystania w ramach swojej działalności. Są także zaproszone do uzupełnienia stoiska firmowego tym, co mają najlepsze. To fajna forma docenienia pasjonatów. I sygnał, że istnieje społeczność ludzi skupionych wokół Fordów.

Tu więcej o konkursie 7 Wspaniałych

Akcję w podobnym klimacie zorganizował dealer Forda, Auto Plaza. Projekt remontu Forda Fiesta jednego z pracowników firmy, to niestety odosobniona sprawa. A szkoda, bo wykorzystywanie mody na klasyki, może być dobrym pomostem komunikacyjnym, który może zaowocować sprzedaniem nowego samochodu.

Więcej o Projekcie Fiesta XR2 tutaj.

Wielu posiadaczy starszych samochodów, to ludzie których stać na nowe auto. To też ludzie, którzy często rozglądają się za czymś nowszym, oszczędnym i wygodnym do jazdy na co dzień. Myślę, że w tym środowisku znajdzie się więcej realnych potencjalnych klientów, niż w środowisku fanów Wiedźmina i kiepskich książek.

O Mercedesie to już nawet nie ma sensu wspominać. Marka jest silnie zaangażowana we wspieranie i aktywizowanie miłośników marki. Pojazdy nowe i zabytkowe, narzucanie tonu, co do wizerunku właściciela Mercedesa. Zaangażowanie w sport, w tym amatorski, zaangażowanie w kulturę zrobione bardzo umiejętnie. Nie mój klimat, ale muszę przyznać, że wychodzi im budowanie „klimatu Mercedesa”.

Już nawet Skoda przy promocji nowej Fabii zrobiła akcję z iTaxi. Można było za darmo zamówić taką taksówkę przez aplikację. Przynajmniej istniała możliwość poznania tego samochodu w jego środowisku naturalnym. I była to akcja skierowana właśnie do tych, którzy nie dostrzegają w samochodzie nic ponad prywatny autobus. Ale przynajmniej wszystko skupiało się na cechach produktu. Bez zbędnego, słabego żartu.

Więcej o akcji tutaj.

I o takich właśnie akcjach warto mówić. My, dla których motoryzacja to coś więcej powinniśmy tak jak możemy promować takie działania. To taka nasza mała społeczna odpowiedzialność za nas samych.

A wiecie kto najbardziej przegrał na akcji Volvo? Volkswagen:

To oczywiście
To oczywiście „fanowska” produkcja, tzw. „efekt Volvo”
I oto odpowiedź na oficjalnym facebookowym koncie VW...
I oto odpowiedź na oficjalnym facebookowym koncie VW…

MSK