Graciarskie Dziady Jesienne

Od lat twierdzę, że jesień to pora gratów. Umiarkowana temperatura, obumierająca przed zimą przyroda i halloweenowo-zaduszkowa atmosfera przemijania i horroru znakomicie licuje z ujeżdżaniem rasowego grata. I właśnie dlatego rajdy takie jak Graciarskie Dziady Jesienne są tak potrzebne.

Nowa jakość

Lata temu Graciarze mieli swoje święto w postaci Festiwalu Nitów i Korozji. Rok temu po kilkuletniej przerwie impreza wróciła z dużym powodzeniem, żeby znów zniknąć. Hegemonia Stada Baranów została przełamana i za sprawą sympatycznych ludzi skrywających się za nazwą „Stary Pojazd i Może” narodziło się całkiem nowe wydarzenie.

Zdecydowanie nie jest to kopia Nitów. Dziady mają potencjał na wypracowanie sobie solidnej odrębnej marki za sprawą innego podejścia do startu i mety. Nity rozgrywane są w dzień, jest czas i światło, żeby pooglądać startujące wozy na starcie i na mecie. Jest też konkurs „piękności”.

Dziady zorganizowane są wieczorem. Miejsce startu zlokalizowane niedaleko słynnego osiedla Dudziarska było pozbawione jakiegokolwiek oświetlenia. Wokół były krzaki, a nawierzchnia z trylinki dodawała tylko uroku. O ile ktoś zauważył, co ma pod nogami.

Mimo egipskich ciemności dało się zauważyć, że tzw. Graciarze jeżdżą całkiem solidnymi wozami. Większość nie tylko trzyma się kupy, ale wręcz nie zwraca uwagi drogówki czy diagnostów. Chyba mamy już takie czasy, że rasowych graciarzy trzeba szukać wśród gentlemanów z wielkimi żółtymi i niebieskimi torbami termicznymi na żywność. Jednak oni chyba nie za bardzo się przejmują rajdami nawigacyjnymi.

Byle szybko

Na start w deszczu, błocie i ciemnościach stawiło się około 60 samochodów. Był Barkas, Maserati 4.24v, Mustang, Capri, 2CV i wiele innych fajnych wozów. Część z nich to całkiem wartościowe zabytki. Akurat te prędzej bez szwanku poradzą sobie z krawężnikami i dziurawymi błotnistymi drogami niż współczesne maszyny, które także były dopuszczone do udziału.

Rajd zgodnie z informacjami od organizatora był raczej dość prosty od strony nawigacyjnej. Przed startem byliśmy poinformowani, żeby skupić się przede wszystkim na sprawnym dotarciu do mety niż na rozwiązywaniu wszystkich zadań. W związku z tym za spóźnienie na mecie miały grozić drakońskie taryfy.

Sam start również zgodnie z informacjami przekazanymi uczestnikom miał się rozpoczynać o godzinie 20.00. Po prostu podchodzimy, zabieramy pakiet startowy, wsiadamy do wozu, meldujemy się na zapisanie godziny startu i w drogę!

No i tutaj nastąpiło małe rozprężenie. Początkowo nie wiedziałem, gdzie można odebrać pakiety. Jak już się zorientowałem, to uruchomiłem innych do działania. Nie wiem, jak długo jeszcze byśmy wszyscy tkwili w tych krzakach czekając na start.

Następnie po zorientowaniu się w sytuacji po prostu podjechałem tam, gdzie wydawało mi się, że jest start i ruszyliśmy. Pamiętając o taryfach za spóźnienie, starałem się ruszyć jak najszybciej, żeby uniknąć późniejszych korków na trasie i ewentualnych przypałów z miejscowymi.

Moja strategia zdawała się działać. Co schrzanię na zadaniach, to nadrobię mieszcząc się w dwugodzinnym limicie. No i udało się, meta osiągnięta w około godzinę i czterdzieści pięć minut.

Niestety w związku z tym, że na trasie pojawiły się przypały spowodowane między innymi świeceniem latarkami po posesjach (o tym pisali organizatorzy przed startem) i korkiem przed ostatnim zadaniem na mecie (no kto by pomyślał!) zmieniono zasady i wydłużono czas na dojazd do mety, oraz sposób naliczania punktów karnych za spóźnienia. No trudno, tym razem taktyka na niewiele się zdała. Jednak miejsce w połowie stawki i tak przyjmuję z satysfakcją!

Nocą ciekawiej

A sam rajd? Trasa była całkiem przyjemna. Można było pojeździć po praskiej stronie Warszawy po najróżniejszych nawierzchniach. Itinerer faktycznie był dość prosty, zadania już różnie. Co najważniejsze nie było frustrujących elementów. Na pewno poświęcenie kilku minut więcej tu i kilku tam ze smartfonem pomogłoby poprawić wynik.

Czołówce należą się duże gratulacje. Nie wiem, jak Wy to robicie, że tak dobrze ogarniacie te rajdy. Trzeba mieć oko ostre jak brzytwa i umysł szybki jak światło. Pełen szacunek!

Mówiąc krótko jesienny rajd, zorganizowany po ciemku to strzał w dziesiątkę. Pierwszy raz miałem okazję jechać turystyka „nocą”. Ciemność to spory wyróżnik Graciarskich Dziadów i liczę na kolejne edycje.

Wystartowałem oczywiście Escortem MK IV, który po prostu lubi robić to, co do niego należy, czyli jeździć. Lubi też trąbić bez żadnego powodu, za co kiedyś pewnie dostanę od kogoś w papę. No ale trudno, co robić, taki jego urok. Zawieszenie i wielosezonowe opony dawały radę nawet w największych dołach i najgłębszym błocie.

Teraz przed nami pewnie już tylko niedzielne spacery, żeby się trzydziestodwulatek nie zastał i czekamy na początek kolejnego sezonu.

MSK