Aktualizacja Kolekcji odc. 5

Kończy się sezon zabytkowo-graciarsko-samochodowy co oznacza, że można większą uwagę poświęcić samochodowym miniaturom. Do tego nieubłaganie zbliża się koniec roku, trzeba więc uporządkować tegoroczne sprawy. W dzisiejszym odcinku spośród ostatnich zakupów pokażę Wam modele prawie premium. Dlaczego prawie?

Od początku tej serii wpisów staram się pokazywać Wam modele raczej łatwo dostępne i niedrogie. To pomysły na rozpoczęcie kolekcji, której potem nie trzeba się wstydzić bez względu na to, czy skończycie na dwustu sztukach czy tysiącu, albo i więcej.

Warto poszperać po działach z zabawkami, coraz częściej można tam znaleźć ciekawsze wydania od Hot Wheels i Matchbox. I nie krępujcie się tych sklepowych sekcji, ostatnio więcej tam dorosłych facetów niż dzieci. Małolaty wolą świat wirtualny niż jakieś samochodziki.

Na początek Matchbox z serią Moving Parts. Jak nietrudno się domyślić modeliki mają tutaj zawsze otwierane elementy. Czasami jest to pokrywa silnika innym razem drzwi. Zdarza się też bagażnik. W związku z tym, że największy bajer tych samochodzików tkwi w ruchomych częściach, nie wyjmuję ich z blistrów. Ale już pewnie powoli ogarniacie tę logikę.

Majorette to francuski producent założony w 1962 roku. Starsze egzemplarze mają bezdyskusyjnie wartość kolekcjonerską. Zaś te współczesne raczej nie osiągnęły statusu kultowych i w większości służą jako zabawki. Seria Premium Cars wyróżnia się otwieranymi elementami i specjalną kartą z opisem samochodu. Ale tym też się nie pobawię bo nie wyciągam samochodziku z blistra.

Po dwóch Mustangach z otwieranymi elementami wracamy do innej serii Matchboxa: Collectors. Na te modele warto polować z uwagi na fajne wykonanie miniatur, ale też świetne kartoniki nawiązujące do starych opakowań w formie „pudełka zapałek”. Drag Beetle z barwach Moona z gumowymi oponami robi robotę. Co ciekawe można podnieść nadwozie jak w typowym Funny Carze, ale tego Wam nie pokażę, bo oczywiście nie otwieram blistra.

Czym byłaby moja kolekcja bez kolejnego Escorta? Cosworth od Hot Wheels nie jest rynkową nowością. Całkiem przyzwoicie oddaje oryginał. We wnętrzu mamy klatkę bezpieczeństwa i typowe dla serii RealRiders gumowe opony.

Samochody filmowe to już sam w sobie temat na kolekcję. Tym razem Ford Super De Luxe z Powrotu do Przyszłości. Mamy tutaj scenę z łajnem, które można zdjąć z samochodu odkrywając wnętrze. Nie muszę powtarzać, że nie będę go wyjmował z blistra? Na pocieszenie dodam, że modelik referujący do żółtego Forda z Karate Kid nie ma zasłoniętego wnętrza, więc wiem co się kryje pod łajnem.

Mattel eksploatuje franczyzę Fast and Furious bardziej niż Vin Diesel. Okazuje się, że pod tę serię można upchnąć niemal każdy model a potem jeszcze dziesięć razy zmienić malowanie i sprzedać jako nowość. Ale akurat FJ60 to nowość i z gumowymi oponami wygląda świetnie. Ładne detale w postaci napisów i listew nadają wrażenie całkiem sensownego modelu w skali. A dlaczego kupiłem? Lubię terenówki.

Camaro w tym wydaniu ma świetny kolor, ładne felgi i oczywiście gumowe opony. Bardzo udana miniatura.

GTXy to piękne Muscle Cary. Tutaj znowu dzięki ładnym felgom na gumowych oponach robi świetnie wrażenie. Także polujcie w marketach, bo są tam fajne rzeczy!

Na koniec, żeby jednak nie było zbyt pięknie Econ z serii Jurassic World od Matchboxa. Jest to wyjątkowo paskudny model, który przywodzi na myśl toporne żelaźniaki z dzieciństwa. Aż mnie to dziwi, że ten van jest tak nieudany mimo prób ożywienia go zabrudzeniami i krwią. Które też wyszły słabo. Ale to zawsze jakaś ciekawostka w kolekcji.

Do następnego!

MSK